Prusa.
Matka Antka, widząc, że nie będzie większego pożytku z chłopca, zapisuje go do szkoły. Przyprowadza wpierw syna na „oględziny” do nauczyciela, a gdy ten zgadza się go przyjąć, to przekazuje profesorowi czterdzieści groszy, co akurat jest dla niej nie lada wydatkiem. Wierzy jednak, że ta inwestycja się opłaci, pomimo wszystkich negatywnych opinii krążących na temat nauczyciela, jakoby uczył podług płatności, jakich dokonują za dziecko rodzice, a więc – im więcej zapłacą, tym on lepiej je przygotuje do dalszej edukacji. To kolejny sztandarowy punkt w tej powieści – chłopi wymyślają prawdopodobnie w ten sposób rozmaite powody, aby tak naprawdę usprawiedliwić fakt, iż wolą pozostawić swe dzieci na gospodarstwie, by im pomagały pracować, szkołę traktują jako rzecz zupełnie zbędną.
Antek zgadza się pójść pobierać lekcje tylko dlatego (namawia go do tego kum Andrzej), że i matka, i kum przekonują go, że nauczy się tam o ukochanych wiatrakach. Gdy jednak znajduje się w izbie, gdzie odbywają się zajęcia, szybko przekonuje się, że to nie jest spełnienie jego marzeń. Tym bardziej, że za byle co nauczyciel go bije, naruszając w ten sposób jego odzież. Oprócz tego tempo nauki abecadła oraz sposób prowadzenia zajęć pozostawia wiele do życzenia, szczególnie że profesor wykorzystuje uczniów do darmowej pracy w jego domu – jedni muszą mu obierać ziemniaki, inni iść do stodoły, itd. Po dwóch miesiącach do chaty wdowy zachodzi nauczyciel, który bez ogródek daje jej do zrozumienia, że dała mu za mało pieniędzy, a on za darmo nie będzie uczył niesfornego chłopaka. Na to kobieta mu odpowiada, że mu nie da, gdyż ją na to nie stać, na co profesor zdecydowanym krokiem odchodzi i mówi, że w takim razie to koniec edukacji Antka.
Dalsza egzystencja chłopaka przemija na pogłębieniu się jego
Matka Antka, widząc, że nie będzie większego pożytku z chłopca, zapisuje go do szkoły. Przyprowadza wpierw syna na „oględziny” do nauczyciela, a gdy ten zgadza się go przyjąć, to przekazuje profesorowi czterdzieści groszy, co akurat jest dla niej nie lada wydatkiem. Wierzy jednak, że ta inwestycja się opłaci, pomimo wszystkich negatywnych opinii krążących na temat nauczyciela, jakoby uczył podług płatności, jakich dokonują za dziecko rodzice, a więc – im więcej zapłacą, tym on lepiej je przygotuje do dalszej edukacji. To kolejny sztandarowy punkt w tej powieści – chłopi wymyślają prawdopodobnie w ten sposób rozmaite powody, aby tak naprawdę usprawiedliwić fakt, iż wolą pozostawić swe dzieci na gospodarstwie, by im pomagały pracować, szkołę traktują jako rzecz zupełnie zbędną.
Antek zgadza się pójść pobierać lekcje tylko dlatego (namawia go do tego kum Andrzej), że i matka, i kum przekonują go, że nauczy się tam o ukochanych wiatrakach. Gdy jednak znajduje się w izbie, gdzie odbywają się zajęcia, szybko przekonuje się, że to nie jest spełnienie jego marzeń. Tym bardziej, że za byle co nauczyciel go bije, naruszając w ten sposób jego odzież. Oprócz tego tempo nauki abecadła oraz sposób prowadzenia zajęć pozostawia wiele do życzenia, szczególnie że profesor wykorzystuje uczniów do darmowej pracy w jego domu – jedni muszą mu obierać ziemniaki, inni iść do stodoły, itd. Po dwóch miesiącach do chaty wdowy zachodzi nauczyciel, który bez ogródek daje jej do zrozumienia, że dała mu za mało pieniędzy, a on za darmo nie będzie uczył niesfornego chłopaka. Na to kobieta mu odpowiada, że mu nie da, gdyż ją na to nie stać, na co profesor zdecydowanym krokiem odchodzi i mówi, że w takim razie to koniec edukacji Antka.
Dalsza egzystencja chłopaka przemija na pogłębieniu się jego