dziecko z powrotem na wierzch. Wdowa wierzy znachorce, uważa, że skoro tak mówi, to tak faktycznie być musi, nie przewiduje jednak straszliwych konsekwencji tego haniebnego posunięcia. Rozalia, czując buchającą z pieca gorąc, wyrywa się i krzyczy do matki, dlaczego chce jej zrobić krzywdę. Protesty dziewczynki nie przeszkadzają jednak w wypełnieniu tych szatańskich praktyk. Dziewczynka cała tkwi w rozpalonym ogniu, sytuacji tej przygląda się Antek, który wbiega do kuchni i pyta, co się dzieje, „a dyć ją tam na śmierć zaboli”. Matka obsztorcowuje go za to, że przeszkadza im w odmawianiu „Zdrowaś Mario”.
Po zakończonej modlitwie chłopka odsłania sosnową deskę i nie wierzy własnym oczom – widzi trupa, całego czerwonego, poparzonego, który zamiast zostać wyleczonym wyzionął ostatecznie ducha, „niepodobnego do ludzi”. Przez chwilę wdowa oskarża Grzegorzową o to, co zaistniało, jednak znachorka ma na wszystko swoje wytłumaczenie: „Cicho byście lepiej byli. Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak sczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskiej”. Cytat ten świadczy o tym, że nie dość, iż kobieta nie przyznaje się do winy, to jeszcze miesza w te haniebne metody Pana Boga, jakoby to rzekomo wszystko działo się z Jego woli.
Przez dłuższą chwilę matka czuje poważne wyrzuty sumienia, płacze nad zwłokami swej jedynej córki, którą zabiła przez własną głupotę i naiwność, która – jak się okazało – prowadzić może jedynie do istnej tragedii. Dziewczynkę chowaj ą na wzgórzu na obrzeżach wsi – tam, gdzie leży jej ojciec, również nieboszczyk. Chłopka jednak nie przyznaje się nikomu z sąsiadów, co było naprawdę powodem zgonu córki, co świadczy z jednej strony o jej tchórzostwie, z drugiej zaś o wstydzie,
Po zakończonej modlitwie chłopka odsłania sosnową deskę i nie wierzy własnym oczom – widzi trupa, całego czerwonego, poparzonego, który zamiast zostać wyleczonym wyzionął ostatecznie ducha, „niepodobnego do ludzi”. Przez chwilę wdowa oskarża Grzegorzową o to, co zaistniało, jednak znachorka ma na wszystko swoje wytłumaczenie: „Cicho byście lepiej byli. Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak sczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie z mocy boskiej”. Cytat ten świadczy o tym, że nie dość, iż kobieta nie przyznaje się do winy, to jeszcze miesza w te haniebne metody Pana Boga, jakoby to rzekomo wszystko działo się z Jego woli.
Przez dłuższą chwilę matka czuje poważne wyrzuty sumienia, płacze nad zwłokami swej jedynej córki, którą zabiła przez własną głupotę i naiwność, która – jak się okazało – prowadzić może jedynie do istnej tragedii. Dziewczynkę chowaj ą na wzgórzu na obrzeżach wsi – tam, gdzie leży jej ojciec, również nieboszczyk. Chłopka jednak nie przyznaje się nikomu z sąsiadów, co było naprawdę powodem zgonu córki, co świadczy z jednej strony o jej tchórzostwie, z drugiej zaś o wstydzie,